Irytuje bo rano jeżdżę bez klimy (generalnie jestem klimosceptykiem) i często obieg wewnętrzny uruchamiam na krótką chwilę jak wyląduję na pasie za jakimś starym dieslem. Jak znajdę lukę na pasie obok to go wyprzedzam i wyłączam obieg wewnętrzny. Przez mój 18 kilometrowy odcinek do pracy zdarza mi się kilkukrotnie odciąć się od świata na te kilkanaście sekund. Kompletnie nie potrzebuję mieć wtedy włączonej klimatyzacji. Raz że mi się zimniej robi dwa że to pewnie dla mechanizmu klimy niezdrowo. I wydaje mi się że to wcale też w deszczu na poprawę parowania nie robi bo przez parę sekund jeszcze nic nie zaparuje, a po wyłączeniu klimy poleci wilgoć i bach, zaparowane.
No i ja po prostu nie chcę żeby ta klima mi się włączała i już no
