Witam,
Przedwczoraj, zakładam że ze swojej głupoty przypaliłem sprzęgło. Byłem z rodziną w górach i GPS mnie zaprowadził na wątpliwą drogę. Musiałem cofać do tyłu pod górę około 20 metrów. Ponieważ droga była dość mocno dziurawa starałem się zrobić to powoli i trochę operowałem sprzęgłem.
W pewnym momencie poczułem zapach spalonej gumy/metalu/plastiku. Od razu zgasiłem auto i podniosłem maskę. Spod maski wydobywał się delikatny dymek. Jako że auto w miarę nowe 9 miesiecy, wystraszony nie uruchamiałem już silnika i zadzwoniłem po lawete żeby ściągneli go do serwisu na diagnostykę. Wczoraj odebrałem go ze serwisu. Serwis stwierdził przypalenie sprzęgła i za dodatkową diagnostykę zażyczyli sobie 1000zł ponieważ muszą rozbierać skrzynię aby sprawdzić w jakim stanie są tarcze. Postanowiłem zabrać auto, pojeździć trochę i sprawdzić jak się zachowuje. Generalnie pierwsze odczucie jest takie samo, biegi wchodzą normalnie, nic nie chaczy, nie szarpie. Auto rozpędziłem do 60km/h wrzuciłem na 5 bieg i dałem gaz do oporu, sprzęgło się nie ślizgało, w sensie samochód się rozpędzał i obroty rosły normalnie. Po zgaszeniu czuć jeszcze delikatny swąd spod maski ale tylko trochę.
Jedyne co zauważyłem to że pedał sprzęgła jest trochę bardziej miękki, żona przejechała kawałek i także potwierdziła.
Trochę jestem w kropce. Nie wiem czy jest teraz sens aby rozbierać skrzynie po to aby sprawdzić czy sprzęgło jest ok jeśli oprócz bardziej miękkiego sprzęgła nie widzę większych objawów. Z drugiej strony jeśli w dalszej eksploatacji to nadpalone sprzęgło ma doprowadzić do jakiś większych zniszczeń to wolałbym to zrobić. ASO oczywiście nie zrobi tego na gwarancji.
Koledzy, podpowiedzcie co dalej z tym robić...